czyli próba sterowania, optymalizowania lub wykorzystywania umysłu dla poprawienia wydajności pracy naszego ciała i umysłu, lub ich zintegrowaniu w działaniu. Ciut mi się przydługo napisało :)
Trening mentalny może być różnie rozumiany:
- jako optymalizacja własnego umysłu — mogę przykładowo za pomocą medytacji usprawnić swoje myślenie i rozwiązywanie problemów codzienności. Medytacja wyzwala ze schematu linearnego myślenia i pozwala na twórcze myślenie. Dlatego warto mieć w trakcie medytacji kartkę i długopis. Ja miewam. Wówczas rodzą się najlepsze pomysły. Podobnie jak pod prysznicem, lub na kiblu. To czas na twórcze bycie z sobą :)
- jako “trening przeprowadzony w głowie” – trening wyobrażeniowy, który ma na celu przedłużenie treningu technicznego. Przedłużenie, czyli doskonalenie techniki, wykonywanie zadań techniczno-taktycznych “w głowie”.
- jako nauka i wytwarzanie pożądanych stanów umysłowych — można uczyć się wytwarzania optymalnego stanu umysłowego, zanim wejdzie się na ring, kort, stadion, czy boisko.
Mogą się one również łączyć i będą się łączyć. Relaksację można wykorzystać do optymalizacji emocjonalnej, a jednocześnie wykorzystać ją do tworzenia treningu wyobrażeniowego. Zatem wprowadzamy się w stan odprężenia i “kodujemy” zachowania, na których nam zależy.
Wielu mistrzów w swoich dziedzinach rozwinęło autorskie techniki pracy nad umysłem. Bo były one częścią ich pragnień. Pewne techniki w formie unaukowionej, mają swoje pierwowzory w umysłach mistrzów. Słowo mistrz odnoszę do specjalistów w swoim fachu o największym stopniu zaawansowania. I nie chodzi mi tylko o sport. Choć najbardziej lubię to odnosić do sportu i biznesu. Dlatego, że te dwa światy bardzo się przenikają. Wymagają one podobnych cech osobowościowych, by być skutecznym. Niektórzy mogą lubić na to mówić sukces. Dziś niestety sukces stał się niebezpieczną bronią.
Anty – Sukces
Sukces kojarzy się z pogonią nie za tym co wewnętrzne, ale za tym, co zewnętrzne. A niebezpieczne jest to, że sukces jest kreowany przez zewnętrzne źródła informacji. Dochodząc do punktu, który uważa się za sukces, okazuje się, że drabina, po której wchodziliśmy, była oparta nie o tę ścianę. Ciekawie o tym pisze Stephen Covey w swoich książkach. Jeden z najlepszych dla mnie pisarzy rozwoju osobistego. I pomijając fakt, że dziś jest od groma literatury o rozwoju osobistym, to Covey sięga do rdzenia problemów. To ambitna praca nad sobą i spotkanie z sobą. Większość książek o samorozwoju można by spalić. Wyrządzają często więcej szkody, niż pożytku. Zamiast skłaniać do pracy nad sobą, oferują sztuczki i narzędzia, które nie są zintegrowane wewnętrznie. A nie są zintegrowane, bo integracja może tylko zajść na poziomie realnej zmiany. A nie da się powiedzieć człowiekowi “wyjdź na świat i się po prostu uśmiechaj, zamiast narzekać”. Czasami to może wystarczyć, gdy ktoś wejdzie w fazę przelotnego marudzenia. Kopniak taki w tyłek staje się wówczas dobrym wyrwaniem z letargu.
Jednakże gdy mówimy o głębszej zmianie, to ciężko samemu coś tutaj osiągnąć. Z tego powodu ludzie mają swoich mistrzów, przewodników, chodzą na psychoterapię, do psychologa, mają swoich mentorów. To wszystko jest cholernie ważne na drodze rozwoju. To również istotne z punktu widzenia mentalnego oprogramowania.
Jak to się ma do treningu mentalnego? To wszystko jest powiązane nićmi relacji z tym, co powyżej napisałem. Ale nie będę o tym się rozpisywać.
Opowiem Ci o moich technikach, ale też zapożyczonych. Zapożyczone to medytacja i trening relaksacji progresywnej Jacobsona. Przez lata zajmowałem się jeszcze pewną chińską formą pracy nad energią wewnętrzną, ale to już temat z zupełnie innej beczki. Dla niektórych zbyt może ezoteryczny. Zatem on pozostanie w szafie.
Śnienie na jawie
Najprostszą techniką, jaką stosowałem przez lata, to wyobraźnia i śnienie na jawie. Ponieważ w każdej sekundzie swojego życia myślałem o tym jak być najlepszym w swojej dziedzinie, jaki zrobić trening, jak go zaplanować, jak poukładać czas, odbywałem treningi w głowie. Moją ostatnią rzeczą, o której myślałem przed snem i po przebudzeniu był trening. Wg mnie ten stan przed zaśnięciem jest najbardziej produktywnym stanem do tworzenia takich wyobrażeń, które zyskają realną formę.
Czy taki stan, to była obsesja? Myślę, że to mogła być obsesja. Obsesja, by za wszelką cenę być najlepszą formą siebie.
Głowa, to poligon treningowy, gdy ciało odpoczywa. Można tam rozbijać na atomy i składać wykonywanie danego elementu. Składać techniki, robić kontry, obmyślać ataki, obrony. Potem to, co przećwiczysz setki razy w głowie, dużo łatwiej koordynuje się w rzeczywistości. Wierzę, że wszystko to, o czym myśli się przed snem zyskuje na mocy. Ten czas przed wejściem w stan snu. Moment gdzie jesteśmy na styku jawy i snu. Wierzę, ze to daje silny bodziec do rozwoju. Podobnie z marzeniami. Pragnieniami brzmi jednak lepiej. Brzmi to bardziej realnie. Marzycieli jest wielu. Trąci mi za dużo fantazją bez realnego wpływu i wysiłku codziennego.
Uważaj czego pragniesz
Jest takie powiedzenie “uważaj o czym marzysz, bo to może stać się twoją rzeczywistością” Uważam to za 100% prawdziwe. Jeśli marzenie to totalny poryw serca i duszy, który Cię przenika na wskróś. Gdy żyjesz każdym oddechem, każdą myślą o celu. Nie przydarzy się jednak, gdy w twoim sercu, lub jakiejkolwiek drobinie twojej istoty pozostanie ziarnko niezdecydowania. Jeśli nie potrafisz położyć swojego życia i zaryzykować. Wówczas może być tak, że nie musisz bać się siły swoich marzeń. Jeśli jednak masz poryw serca i duszy, to uważaj, czego pragniesz.
I to są magiczne techniki. Mało kto jest do tego zdolny. Brzmi nienormalnie. Ale ludzie, którzy dążą do bogactwa, sportowych laurów rzadko są normalni. Normalnie ludzie chcą pójść do pracy i po prostu żyć po skończeniu szkoły. Geniusze, mistrzowie, artyści dążący do perfekcji ocierają się o nienormalną obsesję, by być najlepszym w swoim fachu.
Dziś często się serwuje taką drogę pośrednią. Sam to robię. Taką drogę optymalną. Ale o dziwo, wszyscy, którzy to mówią, a którzy osiągnęli sukcesy, zapierdzielali na to jak dzikie osły. Z 200% zaangażowania. Na maxa. Każdy śnił na jawie. Ok, zdarzają się wyjątki od reguły. Ale one potwierdzają regułę. Absolutnie nieomal nikt z tych, którzy dziś mówią o optymalizacji, nie trenowali optymalnie. Trenowali maksymalnie. Tak, wiem. Nauka mówi coś innego. Pióro i długopis powinno być bardziej zrównoważone. Tak. Periodyzacja, cykle treningowe i periodyzacja treningu mentalnego. A w rzeczywistości ci, którzy dochodzą na szczyt, wyznaczają własne standardy. Często pozanaukowe, pozazdroworozsądkowe.
To jest dla mnie najskuteczniejsza technika mentalnego kreowania rzeczywistości.
Trening uważności
Tego rodzaju pojęcie jest często kojarzone z mindfullness. Nie chcę się od niego odżegnywać, ale przytoczę własne spostrzeżenia.
Bezpośrednio przed walką szukamy optymalnego stanu pobudzenia. Podobnie może być przed rozmowami handlowymi, spotkaniami biznesowymi, czy w czasie naszych zwykłych, codziennych relacji.
Przy dużym stresie, obawie, bardzo często chcemy niepożądane uczucia wyprzeć z siebie. Gdy pytam zawodnika, co czuje przed walką, to nie chcę usłyszeć, że nic. Albo, że nie wie. Wolałbym usłyszeć, że się cieszy, że jest rozluźniony, podekscytowany, ale też może i nerwowy, i że ciut ma stresa. Wówczas wiem, że się nie zamroził emocjonalnie. To taki brak kontaktu z sobą i z otoczeniem. Powoduje to sumujące się napięcia. Oddech staje się urywany, mięśnie spięte.
To nie jest dobry stan emocjonalny do niczego. Chyba tylko do siedzenia z sobą. Choć nawet z sobą jest wóczas kiepski kontakt.
Trzeba odzyskać kontakt z sobą, który się utraciło. Receptą jest chwila uważności na dźwiękach, na doznaniach wzrokowych, na odczuciach, myślach i oddechu.
Taki krótki trening uważności można przeprowadzić tuż przed walką, gdy grunt się sypie spod nóg. Ale również w pracy, przed ważnymi rozmowami, przed wystąpieniem publicznym.
Stosując te techniki, zwykle daje się powrócić delikwenta z dalekiej podróży do rzeczywistości :)
Medytacja
Wiele osób traktuje medytację jako coś ezoterycznego. A w gruncie rzeczy to coś bardzo prostego. Myślę, że każdy z nas czasem nieświadomie medytuje.
Upraszczając, skup się na czymś i powtarzaj ten proces. Wiele technik opiera się na skupieniu na oddechu. A w tym liczenie wdechów, liczenie wydechów, oddychanie przeponowe, świadomość oddechu.
Medytacja nie jest stanem bierności, ale maksymalnej aktywności. Jeśli dopada cię senność, to nie medytujesz.
Jest wiele książek o medytacji ostatnio. Rozpoznawalna stała się medytacja transcendentalna. Jako filozof muszę przyznać, że to dość ciekawy frazeologizm.
Medytacja, to próba odnalezienia spokoju pośród zgiełku. To skupienie się na oddechu i niewstrzymywaniu myśli. Wiele osób uważa, że medytacja polega na powstrzymywaniu się od myślenia. Nie, to nie jest świat bycia rośliną. Obserwujesz swoje myśli, oddech, pozwalasz im się wydobywać. Nie podążasz za myślami. Pojawiają się i znikają. Nie przywiązujesz się do nich.
Jak długo medytować? Zacznij od 5 – 10 minut. Licz wdechy i wydechy do 10, a potem znów od początku. Staraj się nie pomylić. Każdy wdech to jeden, a wydech to 2, potem wdech 3 itd. Jeśli się pomylisz, licz od początku. Skup się.
Ważna jest pozycja, ponieważ skrzywiony kręgosłup zakłóca procesy myślowe, a przynajmniej skupienie. Gdy podczas medytacji Twoje plecy się zaokrąglają, to znaczy, że przestajesz być uważny.
Relaksacja Jacobsona
Jak włączycie YouTube, to poszukajcie sobie trening relaksacji Jacobsona wg dr Holasa. Włączcie sobie i przeprowadźcie trening. A może ułatwię Wam. Kliknijcie tutaj, a zostaniecie przekierowani do treningu Jacobsona wg dr Holasa.
To relaksacja progresywna polegająca na napinaniu i rozluźnianiu ciała. Oprócz relaksu pozwala ześrodkować umysł i się skupić. W czasach dużego napięcia, stresu, zabiegania, warto wykorzystać tę metodę, by odzyskać równowagę.
Często łączyłem tę metodę z medytacją. Zanim przeszedłem do medytacji, robiłem pół godziny relaksacji. Nie zawsze. Głównie, gdy miałem gonitwę myśli.
Wiele osób ma problemy z takimi technikami, ponieważ nie potrafią się skupić.
Jest jeszcze wiele innych technik, do codziennego praktykowania. Te jednak na początek wystarczą. Co więcej, są wystarczajace. Nieczego więcej nie potrzeba.
Czy dla każdego są te techniki?
Nie. Myślę, że jeśli podejdziemy do tych technik jak do narzędzi, to nie każdy musi ich używać. Czasem nawet nie powinien. Narzędzie ma nam służyć. Podobnie zatem medytacja, relaksacja, czy inne praktyki.
Niestety, ale takie praktyki moga być też formą ucieczki. Ucieczki w swój wewnętrzny świat, lub pogłębienie go. Celem nie jest wyizolowanie się ze świata, społeczeństwa, ale by harmonijne życie w interakcji z nimi.
Relaksacja przyda się, gdy jesteśmy spięci, nie potrafimy się rozluźnić, mamy natłok myśli i nie możemy skupić się na tu i teraz.
Medytacja może być praktyka codzienną. Choć zauważyłem, że lepiej robić przerwy. Podobnie jak w treningu fizycznym. Możemy medytować w ruchu, siedząc, a nawet zmywając naczynia :)
Trening obecności, warto robic za każdym razem, gdy nie potrafimy nawiązać kontaktu z sobą i światem.
Jeśli zaczniecie praktykować, to z całą pewnością zauważycie zmianę. Na plus oczywiście :)