Trening indywidualny a trening grupowy
co warto wiedzieć
Trenerem jestem już od 15 lat. Zaczynałem jako trener prowadzący tylko grupy. Od kilku lat prowadzę zajęcia również prywatnie. Mam dzięki temu możliwość konfrontowania tych dwóch typów treningów. I też z tej perspektywy mogę się wypowiedzieć. Również perspektywy sportowca od około 25 lat.
Treningi grupowe, to zwykle 2 – 3 zajęcia w tygodniu, gdzie trener ma na sali osoby o różnym przekroju koordynacji, siły, zdolności i całego przekroju istoty człowieka przewijającej się w treningu. Grupa zwykle liczy 15 – 25 osób. Czasem 10. Czasem więcej. Na tyle osób trzeba podzielić swoją uwagę i spojrzeć na człowieka jako całość, pod względem psychicznym i fizycznym.
Pojawiają się zaburzenia postawy, napięcia, koordynacji, oddychania(!) a na tym dopiero jest nadbudowywana umiejętność wykonywania poszczególnych ćwiczeń. Z tym wszystkim trener musi sobie poradzić.
Każdy też jest inny. Nie do każdego tłumaczenie w dany sposób może być odpowiednie. Ale też nie każdy potrafi słuchać. I nie każdy ma dobrą wyobraźnię przestrzenną. Ktoś inny jest wycofany, a jeszcze inny ma przerost własnego ego i przychodzi nie wiadomo po co.
Nauczanie takiej grupy musi wiązać się z pewnym schematem postępowania, który ma pomóc uniknąć największej ilości błędów ile to możliwe. Taki schemat może opierać się na ćwiczeniach, które bez udziału świadomości ćwiczącego doskonalą podstawy techniki. Im mniej myśli i analizuje, tym mniejsza szansa na błędy. Więc im prostsze ćwiczenie korygująco-wprowadzające, tym lepiej. Tym też łatwiejszy też transfer umiejętności do ćwiczenia właściwego.
Wielu osobom może wydawać się, że takie ćwiczenia nie mają sensu. Coś w rodzaju mycia okien w filmach kung fu. Ale bardzo często to droga do tego, by zrozumieć technikę w bardzo prosty sposób. Odczarowanie jej. Położenie kładki pomiędzy pozycją start, a metą. Warto z tego skorzystać!
Znowu na treningu indywidualnym stykam się często z tym, że ktoś potrafi zrobić robotę na jednym treningu taką, jakiej ktoś nie jest w stanie przeskoczyć przez kilka miesięcy. Niestety, nie da się pewnych rzeczy zawrzeć na treningu w grupie. Przecież nie możemy ludzi traktować wybiórczo i stać na jednym, a resztę pozostawić sobie. Oczywiście każdy potrzebuje innej uwagi, ale też dobrze by było przesadnie nie zaburzać.
Uczciwie mówiąc, zdarza się też nie raz na zajęciach grupowych, gdy przy dłuższym stażu treningowym można popchnąć progres adepta w ciągu kilku minut. A to przy zwróceniu czasem uwagi tylko na kilka niuansów. Diabeł tkwi w szczegółach i zmiana drobnego elementu zmienia całość. Trenujący to czuje nieomal od razu. To odczucie jest bardzo ważne. W innym wypadku porusza się jak we mgle. Zdarza się, że ma słaby kontakt z własnym ciałem i nad tym odczuciem trzeba popracować.
Z tego też powodu bardzo doceniam siłę treningów prywatnych, bo możemy skupić się czasem na takich niuansach, na jakie nie możemy sobie pozwolić na treningu grupowym. I może są tacy świetni trenerzy, którzy robią taką robotę na grupowych, jak na indywidualnych, ale ja do nich niestety nie należę.
Treningi prywatne to też wyzwanie. Wiele inwencji, nieszablonowych pomysłów rodzi się, gdy pozostaje się z zapytaniem 1 na 1. Bo każdy człowiek jest swego rodzaju zapytaniem. Jako trenerzy znajdujemy odpowiedź.
Inną kwestią jest to, że nie każdy jest gotów na usłyszenie odpowiedzi. Wiele osób ma swoją projekcję wynikającą z bardzo wielu czynników. Swoją rolę pełnią media społecznościowe, youtube i lęk przed tym, że trener każe robić czasem coś, co zdaje się przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Przynajmniej pozornie. A więc wiele leży w zaufaniu.
Do niedawna myślałem, że moi podopieczni indywidualni są jakoś szczególni uzdolnieni. I pewnie są. Każdy na swój sposób. Ale przede wszystkim wiedzą po co przychodzą, a po drugie, możemy zwracać na każdy błąd uwagę bez rozpraszania się na innych. Jak dla mnie owocna praca, bo widać w niej bardzo szybkie efekty i progresję.
Rzadko zdarza się, że przychodzi jakiś doświadczony zawodnik, lub osoba z dłuższym stażem. Jak jednak przyjdzie, to zaczyna się praca na niuansach. Czasem dobre oko okazuje się ważniejsze niż teoretyczna wiedza. Tak, bo trener musi mieć nosa i oko. Intuicja idzie jednak w parze z praktyką. Działa gdzieś na podświadomym, mądrym umyśle. Nie wszystko musi być zwerbalizowane. Ogląd musi być różnej perspektywy. Oprócz tego co widać z zewnątrz, ważne jest też to, co odczuwa adept.
Każdy dochodzi do punktu, że jeśli będzie chciał zrobić dalszy progres, to będzie potrzebował planowania indywidualnego lub konsultacji indywidualnej.
Wiele osób też nie docenia siłę samej konsultacji. To czasem punkt zwrotny do tego, by zrobić zwrot na właściwe tory w treningach lub by dalej się rozwijać.
Nasuwa się przy okazji takie skojarzenie, że dziś dostęp do wiedzy nie zawsze jest dobry. Ilość teorii, podpowiedzi, wiedzy, informacji jest tak ogromny, że ludzie zaczynają się w tym gubić. Co więcej, myślą, że zbieranina wiedzy, bez systematyki, bez jakiegoś wspólnego rdzenia ma siłę. Nie ma. Jest tylko wiedzą rozproszoną. Lepiej czerpać wiedzę od kogoś, kto się trzyma konsekwentnie jakiegoś paradygmatu, i konsekwentnie ten paradygmat rozwija – nawet w rozumieniu swoich podopiecznych – niż skakać od źródła do źródła. To wpływa często na zagubienie i zmęczenie. Ile przecież można biegać za “prawdą”?
W rzeczywistości niuanse programowania są potrzebne dla wysokiej klasy zawodnika, lub z dużym doświadczeniem. Na początku wystarcza programowanie, które jest jak najmniej “inwazyjne”, bezpieczne, a zmusza organizm do adaptacji. A zatem im mniejszy bodziec wywołujący adaptację, tym lepiej. Po co sięgać za zaawansowane metody treningowe, skoro są nieadekwatne do poziomu zawodnika. Dziś jednak każdy musi mieć profesjonalne planowanie, nawet jeśli jego ciało zareaguje nawet na podnoszenie wody mineralnej do ust.
Konkludując tą przydługą dygresję, gdy przychodzi ktoś do mnie z innego klubu, to najpierw się pytam dlaczego chce zmienić klub. Bo być może szuka tylko zaspokojenia swoich wyobrażeń. A czasem jest to ucieczka przed sobą, bo łatwiej być kimś innym w miejscu, w którym nas nie znają. Łatwiej czasem uciec, niż postawić czoło. Sztuki walki, sport, to jednak forma konfrontacji. Jeśli nie z innymi, to z całą pewnością z sobą.
Ale to tylko dygresja.
Trener
Marcin Tomczyk